W moim rodzinnym domu była Frania w kolorze jasno zielonym, a u babci biała, z wyżymaczką. Jako dziecko uwielbiałam czas prania i wkładania rąk do wirującej wody (oczywiście o niebezpieczeństwie byłam pouczona i moja mama sprawdziła moją długość rąk w stosunku do wirnika). Ta pralka mnie uspokajała. A później to spuszczanie z niej wody i dźwięk jej zasysania. To były czasy... Pralkę używa moja mama. Prowadzi pensjonat i wciąż krochmali i magluje pościel - nie oddaje do pralni!
Z Frani pościel trafiała do Ziemowita..... Wirówki. To była maszyna....
Pranie plukało się kilka razy w wannie i wirowało w wirówce.... Kto nie miał, umiał świetnie wykręcać. Ale do czego zmierzam...
Uwierzcie, automatyczne pralki nie piorą, ani nie płuczą dobrze prania! Kto nie wierzy, niech spróbuje wyjęte z automatu pranie wrzucić do starej wirówki.... Zobaczy jak maszyna odwirowuje wodę z pianą. A czy automaty dobrze piorą... Hm... No cóż. Powiem, że gorzej niż poczciwa Frania. Poza tym Frania to maszyna na wieki. No i jeszcze jedno. Frania nie niszczy ubrań i na jednej wodzie możesz wyprać dużo więcej rzeczy niż w automacie, co sprawia, że oszczędzamy wodę i środki do prania. Oczywiście moja mama zawsze spuszczoną z Frani wodą myła podłogi. Ja też tak robię.
Moja Frania już nie ma wyżymaczki i jest mniejsza niż ta mojej mamy, ale jak na 17 lat, nieźle się trzyma. Nie była naprawiana, nie łapie siej jej rdza.
Komentarze