Przejdź do głównej zawartości

Posty

Walka o ogórki, paprykę i pomidory

 Ten rok jest wybitnie obfity w ślimaki i choroby grzybowe. Ślimaki zjadały po kolei wszystko jak leciało. A ogórki smakowały im wyjątkowo. Nawet nakładanie słoików na sadzonki nie zawsze pomagało. Ostatecznie się udało i mam dwie mocno owocujące sadzonki w ogrodzie.  Choroby grzybowe udaje się zwalczyć odpryskiem z olejku pomarańczowego. Polecam.  Pomidory z kolei nie chciały wejść. Ale jak ruszyły, to zdejmuje z nich owoce, które zaczęły się rumienić, by odciążyć roślinę, którą ciężar dobytku dociska do ziemi.  W ubiegłym roku mój rekordzista miał ponad 600g Koktajlowe, jak zawsze dopisują, aż za bardzo. Papryka wysiana z nasionka, również wolno zbierała się do życia. Pomidory zaczęły późno rosnąć, ale jest ich mnóstwo. Powyżej bawole serce. Pomidor po przecięciu jest miażdżysty i smaczny, dlatego sieję je każdego roku. Co ciekawe z jednej strony w szklarni rosły truskawki i pomidory nie chciały tam ruszyć. Ruszyły ogórki wysiane 2 tygodnie temu. Krzaki maja juz 1,2 metra. Polecam wł

A może zamienić śmieci na sztabkę złota? Wpis uzupełniony.

 Edit: 21.08.2024. Z ostatnich dwóch tygodni sprzedaliśmy 13kg puszek. Niestety cena skupu spadła, ale mamy 45 złotych i już mamy nowe puszki...  Dobrą sprawą jest jest fakt, że jest to czysty zysk. Mały, ale.... Policzmy choćby 13kg puszek miesięcznie. Czyli około pół kg dziennie. To 540 zł rocznie.  Co kupić jeśli chcemy zamienić puszki na złoto. Najlepiej wejść na stronę Goldtrader. Wtedy możemy znaleźć najtańsze opcje.  Tak więc na dzień dzisiejszy najtańsza 1g sztabka złota kosztuje 327 zł A jeśli chodzi o monetę, możemy już za 479zl zakupić 1/20 uncji, czyli ponad 1,2g   ____________________________________________ Coraz więcej artykułów dotyczy odzysku złota z elektroniki. No ale to nie jest dla przeciętnego zjadacza chleba. Tym zajmują się specjalne fabryki. Konieczne jest przeprowadzenie reakcji chemicznych. . Co zrobić by na śmieciach "się dorobić". Oczywiście to żart, ale zawsze lepiej mieć złoto, niż nie. Nawet mało. Dlaczego? Dlatego, że przenosimy wartość pienią

Jeżyny, ostrężyny, czernice a może dziady

 Ta ostatnią nazwę lubię najbardziej, chociaż lokalna i mało znana. A czemu lubię. Zrobię o tym wpis. W swoim czasie.  Owoce w mojej okolicy nie jadane i nie sadzone, albo rzadko. Mój mąż w ogóle ich nie znał. Krzak zabrałam od wujka ze Śląska. Pięknie rośnie. Drugi dostałam z domu rodzinnego znajomego księdza (tak jak sadzonki orzechów). Karmione odpowiednio kompostem, ślicznie rośnie.  Tak jak malina owocuje dwa sezony. Jest rośliną późno owocującą, dlatego sądzę ją od wschodu. Poranne słońce dogrzewa ją i przyspiesza rozwój. Kiedy słońce przechodzi na południe i częściowo ją zacienia, temperatura jest już wysoka i roślina bez pełnego słońca otrzymuje optymalne warunki do życia. Krzaki maja po 4 m długości i są obsypane stopniowo dojrzewającymi owocami, więc każdego dnia możemy się nimi zajadać. Najczęściej jemy je prosto z krzaka lub dodajemy do ciast. Myślę, że pod kruszonką smakowałby świetnie.

Drugi rzut malin

 Pierwsze maliny dokańczając swoje owocowanie. Drugie zaczynają. W ten sposób mam owoce od połowy lipca do opadów śniegu.  Dla porównania moje palce. Skąd tak dorodne owoce? Z nawozu. Oczywiście naturalnego.  Najzwyczajniej w świecie, po przeniesieniu kompostownika, zdecydowałam, że muszę coś posadzić w miejscu, w którym stał, w miejscu pełnym naturalnych składników mineralnych u witamin.  Kompostownik miałam zwykły, z resztek desek z budowy i starych palet. Ze względów estetycznych przenieśliśmy go w bardziej ustronne miejsce.  O kompostowniku było  Tutaj Ale wróćmy do malin. Dlaczego owocują tak długo. To proste. Nie wolno usuwać z ogrodu krzewów, które owocowały jeden raz. Panuje dziwna tradycja przycinania malin do ziemi. Owszem, ale tylko tych, które mają zdrewniałe pędy i wydały w tym roku owoce. Logicznie rzecz biorąc, kiedy mamy piękny owocujący krzew, jak na zdjęciu wyżej, on w kolejnym roku także zaowocuje, wiec go nie obcinamy. Taki krzew ma łatwiej, ponieważ nie odrasta od

20 minut intensywnego deszczu

 Chmury zaczęły się kotłować. Więc ruszyliśmy do opróżniania resztek wody, którą mamy zebraną. Szorowanie naszych zbiorników że szlamu, który zebrał się na spodzie i oczekiwanie. Konewki napełnią się same wraz z wypełniającym się zbiornikiem. Niesamowita ulga dla człowieka, zwierząt i ziemi. W końcu po długim okresie suszy, chwila wytchnienia. Zatem parasol do ręki, do drugiej wiadro i biegusiem robimy zapas wody.  Dlaczego nie mamy mausera? W sumie moglibyśmy mieć, ale mieszkamy na zboczu i musielibyśmy z tego zbiornika roznosić po skarpie wodę, do różnych zakątków ogrodu. Wolimy zbierać wodę w kilku miejscach, tak żeby jak najmniej chodzić (co i tak jest trudne). Bo mieszkamy na dole działki, a u góry mamy choćby szklarnię. Ale dajemy radę. 20 minut deszczu i już efekty. Dla przypomnienia ile dzięki temu oszczędzamy linki do starych wpisów związanych z oszczędzaniem wody Wpis z lipca 2022 Oraz świeży  Wraz z wyciągiem internetowym poboru wody I teraz policz ile mniejsze są rachunki i

Syrop na kaszel zrobiony

 Trochę mnie poniosło, kiedy zobaczyłam łąkę niedawno skoszoną, a na niej młodziutkie liście babki lancetowatej.  Miałam nazbierać trochę, a na zbierałam ile mogłam objąć w mojej koszuli. Tak koszuli, bo poszłam do lasu na grzyby, a nie na babkę, wiec zdjęłam koszulę i zrobiłam z niej torbę na liście. Potem pomyślałam, że przecież na wiele ostatnich lat używałam jakieś 50 ml syropu w skali roku... Po co mi kilkaset liści i 2 litry syropu.  No jak to po co. Dla przyjaciół. Zrobiłam dwie wersje - dla dzieci bez alkoholu i dla dorosłych z niewielką ilością wódki.  Dla ułatwienia w butelkach po alkoholu mam syrop alkoholowy. Za butelki w Castoramie wraz z dojazdem musiałabym zapłacić jakieś 35 zł. Więc na początek tyle zostaje mi w kieszeni bo sąsiad jest miłośnikiem piersiówek różnego rodzaju i chętnie pozbywa się butelek.  Nawet sąsiadce z dałam kilkanaście. Na nalewkę z orzechów. Mam dostać sztukę. Wracając do syropu z babki. Najpierw obejrzałam każdy listek  Piękne zdrowe listki idą na

Dynie

 W tym roku nawet nie wiem ile razy wysiewałam dynię. Gdy wzeszła, coś ją zjadało. Ale się udało.  Prowadzę ją w pionie. Wygląda ciekawie. Szczególnie, gdy owoce nabierają koloru. Często wzbudza zainteresowanie spacerujących obok ludzi. Czasem nawet ktoś robi zdjęcia.  Rzeczywiście jest to całkiem przyjemna opcja dla oka, ale przede wszystkim mam małą powierzchnię działki. Po prostu oszczędzam miejsce, szczególnie, że roślina rośnie pod strzechą. Wymaga to częstego podlewania, no ale od czego jest deszczówka.  Dynie stanowią piękną jesienną dekorację, robię z nich ciasto, zupę z dodatkiem gałki muszkatołowej lub przyprawy macis - z kwiatów gałki (skrzętnie przechowuje w zamknięciu odkąd otrzymałam ją w prezencie od znajomych na ślub).  Zimą, zgromadzone dynie stopniowo oddajemy kurom. Szczególnie, kiedy jest mnóstwo śniegu, kury potrzebują zajęcia. Dynia stanowi pożywienie, ale też dobre rozwiązanie na kurzą nudę. Często, gdy kury zbyt długo się nudzą, zaczynają dziobać swojej jajka. T