O tym, że moje soki malinowe najczęściej są robione na surowo, wspominałam już wielokrotnie.
Tak byłam nauczona, przez pewną staruszkę, która odwiedzała nasz dom.
Kiedyś taki sok utrzymywał się w zimnych pomieszczeniu, bez żadnych zabiegów i nigdy nie ulegał zepsuciu.
Sama robiąc soki widzę pewien problem. Cukier, który przychodzi nam używać, to nie jest ten sam cukier, który był lata temu. Wiele osób mówi o problemach z przetworami i uważam, że to wina cukru.
Ale jak sobie z tym radzę? Opracowałam pewien system.
Sok malinowy surowy, wyciskany jest gęsty. Nalewam na niego łyżeczkę spirytysu i zapalam go. Wtedy szybko zakręcam słoik. Oczywiście słoik i zakrętka są zdezynfekowane i mają suche krawędzie, którymi się połączą. Wtedy usłyszę charakterystyczne kliknięcie. Słoik się zamyka. Ogień pobiera tlen i gaśnie. Brak tlenu, to brak fermentacji.
Wstawiony do chłodnego miejsca jest dobry przez wiele lat. Jeśli wytrzyma niezjedzony, nic mu nie będzie.
Podobnie robiłam soki z pigwowca.
Komentarze